Jeszcze kilka lat temu gdyby ktoś mi powiedział, że będę biegał długie dystanse wyśmiałbym takie opowieści bez
zastanowienia. Od zawsze preferowałem biegi krótkie i właśnie jako sprinter
czułem się najlepiej na bieżniach lekkoatletycznych. Wszystko zmieniło się
ponad dwa lata temu kiedy postanowiłem spróbować pobiegać rekreacyjnie i takie
bieganie towarzyszy mi do dnia dzisiejszego. Ponieważ jednak zawsze staram się
stawiać przed sobą konkretne cele to i w tym przypadku jest podobnie. Najpierw
starałem się biegać systematycznie, następnie wystartować w biegu masowym,
ukończyć „Bełchatowską Piętnastkę”, półmaraton i jeżeli zdrowie pozwoli
maraton. W ciągu 2 lat udało mi się zrealizować pierwsze trzy założenia a 14
czerwca bieżącego roku wystartowałem w Nocnym Półmaratonie we Wrocławiu. Biegam
rekreacyjnie więc wynik czasowy nie był najważniejszy a liczyło się ukończenie
takiego właśnie biegu.
Wybrałem Wrocław, bo mam ogromny
sentyment do tego miasta a ponadto nocne bieganie (start o godz. 21.00)
pozwalały na uniknięcie upałów. Mimo, że postanowiłem wystartować już dosyć
dawno to jednak z zapisem czekałem do ostatniej chwili. Kiedy już podjąłem
ostateczną decyzję to okazało się, że zapisy internetowe zostały zakończone i
tylko na miejscu po wcześniejszym opłaceniu startowego będzie możliwość
dokonania tej czynności. Zdążyłem na ostatnią chwilę i tuż przed godziną 20.00
stałem się szczęśliwym posiadaczem pakietu startowego. Szybkie przebranie,
marsz na miejsce startu i standardowa rozgrzewka. Napięcie dookoła ogromne a
szczególne wrażenie na mnie debiutancie robiły nieprzebrane masy biegaczy
rozgrzewających się obok Stadionu Olimpijskiego. Ponad 5200 zapisanych biegaczy, którzy stanęli na starcie
zaskoczyło wielu. Tuż przed startem lekko pokropiło co w połączeniu z
wcześniejszymi opadami spowodowało, że trasa na wielu odcinkach była mokra a w
wielu miejscach stały kałuże wody. Od początku biegu postanowiłem biec jak
najbliżej pacemakerów, którzy prowadzili grupę biegaczy chcących osiągnąć wynik
w okolicach 2 godzin. Bieg w czasie 5 min. 40 sek. na każdy kilometr wydawał
się w moim zasięgu. Pierwsze kilometry pokazały, że to równe tempo nie
powodowało większego zmęczenia a zakładany do uzyskania czas jest możliwy do
osiągnięcia. Nie muszę nikogo chyba przekonywać, że dodatkową atrakcją dla
biegaczy była możliwość podziwiania uroków oświetlonego Wrocławia. Z wielkim
uśmiechem na twarzy biegłem rozglądając się dookoła. W czasie biegu mogliśmy podziwiać takie miejsca jak:
Uniwersytet Przyrodniczy, Politechnika Wrocławska, most Grunwaldzki, Dworzec
Główny, Teatr Muzyczny CAPITOL, Ostrów Tumski oraz Hala Targowa. Do 14
kilometra biegło mi się dobrze, żeby nie powiedzieć doskonale. Równe tempo,
miła atmosfera i fajna trasa sprawiały, że kilometry mijały zupełnie
niezauważone. Jednak później nie było już tak różowo. Najpierw pojawił się ból
mięśnia dwugłowego uda, odezwała się niedawna kontuzja i bieganie stało się bardzo
uciążliwe. Straciłem wtedy kontakt ze swoją grupą i o dogonieniu ich nie było
już mowy tym bardziej, że pojawiły się nieoświetlone brukowane fragmenty trasy
na Ostrowie Tumskim, które wymuszały na biegaczach ostrożność i koncentrację.
Dodatkowo zgubny okazał się brak doświadczenia w takich imprezach. W ciągu
całego dnia, spędzonego aktywnie, niewiele zjadłem i zaczęło mi brakować
energii. To wszystko sprawiło, że bieg był coraz wolniejszy a na 18 kilometrze
przemienił się w krótki marsz. Na ten osiemnasty kilometr czekałem bardzo,
bowiem właśnie tam zlokalizowany był ostatni punkt żywieniowy. Jakież było moje
zdziwienie i rozczarowanie, gdy okazało się, że brakło już kostek cukru i
pozostały tylko izotonik i woda. Nadzieja na uzupełnienie zapasów
energetycznych prysła i nie pozostało mi nic innego jak wykrzesać resztkę sił i
dobiec do mety. Te ostatnie 3 kilometry dało mi naprawdę w kość i będzie dobrą nauczką
na przyszłość. Wreszcie po 2 godzinach 5 minutach i 36 sekundach niemiłosiernie
zmęczony ale bardzo szczęśliwy zameldowałem się na mecie, zlokalizowanej przy
wejściu na Stadion Olimpijski. Niezwykłe to uczucie kiedy taki amator jak ja
kończy półmaraton i krótko po biegu już myśli o kolejnych biegowych wyzwaniach.
A nauki jakie otrzymałem podczas tego biegu zapewne zaprocentują podczas
kolejnych biegów masowych. Dziękuję wszystkim, którzy trzymali kciuki i
wierzyli, że się uda a organizatorom gratuluję doskonałej organizacji.
Wszystkich zainteresowanych Półmaratonem Wrocławskim odsyłam na oficjalną stronę: TUTAJ
p.s.
Pomalutku czas rozpocząć przygotowania do królewskiego dystansu czyli operację MARATON czas rozpocząć :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz